Krzysztof D. Szatrawski

 

Tradycyjne systemy wartości w przestrzeni technologicznej
– konsekwencje edukacyjne

 

    Ujmując kulturę w najszerszym rozumieniu możemy postrzegać ją jako antytezę natury – tę część rzeczywistości, której twórcą jest człowiek. Podstawowe znaczenie tego terminu, najbliższe pod względem semantycznym terminowi „cywilizacja”, nie jest z nim jednak tożsame. O ile zakres znaczeniowy obydwu można uznać za wspólny, to należy zwrócić uwagę na następujące zastrzeżenia:

1.   inny jest kontekst semantyczny każdego z tych określeń,
2.   każde z nich jest również pojęciem wartościującym,
3.   jako takie w strukturach wartości zajmują różne miejsca.

    Mówiąc „kultura” akcentujemy nadany głównie przez tradycję charakter zjawisk, które w przypadku zastosowania terminu „cywilizacja” traktujemy jako wytwór określonej społeczności, a więc jako kompleks zjawisk podlegających stałym zmianom. Rozróżnienie to istotnie wpływa na kontekst, w jakim przyjmuje się te określenia: chętniej mówimy o kulturze w wymiarze duchowym, a o cywilizacji – w wymiarze technologicznym. Również częste zamienne stosowanie terminu „kultura” dla określenia „kultury artystycznej” bądź „kultury duchowej” świadczy o istotnych różnicach pomiędzy terminami „kultura” i „cywilizacja”. Wartościowanie opierające się na uznaniu, iż określone zjawisko jest istotne z punktu widzenia kultury lub cywilizacji, również rzuca światło na specyficzną sprzeczność pomiędzy terminami „kultura” i „cywilizacja”.
    Ludzka przestrzeń – indywidualna i społeczna, której granice wyznacza m.in. poziom technologicznego zaawansowania, jest obszarem w znacznym stopniu kształtowanym przez naturalną ekspansywność człowieka i w zgodzie z ideą postępu wypełnianym treścią nie podlegającą wcześniej przyjmowanemu porządkowi. Nowe struktury, tworzone w wyniku lub nawet na marginesie postępu technologicznego, a określone mianem „przestrzeni technologicznej”1, warunkują nowy ład aksjologiczny, a na jego gruncie również nowe hierarchie moralne. Istotą przemian zachodzących w świadomości społecznej wskutek zmian technologicznych jest bowiem nie tylko konstruowanie nowych układów o przestrzennym charakterze, nie tylko wychodzenie poza wcześniej obowiązujące kategorie intelektualne (w tym przestrzenne), ale przede wszystkim tworzenie nowych hierarchii wartości oraz odrzucenie dotychczas obowiązujących. Idea postępu jest wszakże sprzeczna z normatywnym charakterem etyki: postęp w swej istocie jest przełamywaniem ograniczeń, ale w konsekwencji demontuje również zastane hierarchie i struktury wartości. Rodzi się w ten sposób swoista sprzeczność pomiędzy kulturą w rozumieniu sankcjonowanego przez tradycję całokształtu dokonań materialnych i duchowych człowieka, a cywilizacją, rozumianą jako suma ludzkich osiągnięć, obejmująca przecież także osiągnięcia w dziedzinie przełamywania istniejących struktur intelektualnych, ale co za tym idzie, również aksjologicznych i moralnych. Idea postępu przesunięta w dobie rewolucji przemysłowej z postępu w dziedzinie technologii na wszelkie sfery ludzkiej działalności, w wieku XIX i XX zawładnęła umysłami w stopniu wcześniej nie spotykanym, przyczyniając się zarówno do zwiększenia potencjalnych możliwości człowieka, jak i wielu nieszczęść, jakie stały się udziałem ludzkości w wymiarze indywidualnym i społecznym.
    Kultura w rozumieniu najszerszym, mieszcząca zarówno zjawiska o ustalonej roli w życiu człowieka (mogą to być przedmioty, ale też np. wiedza posiadająca znaczenie użytkowe), jak i fakty nie posiadające cech utylitarnych, stanowi tak dalece złożoną rzeczywistość, że rozpatrywanie jej natury w innym kontekście niż teoretyczny, nie wydaje się możliwe. Ograniczenie refleksji na temat kultury do jej wymiaru duchowego pozwala przynajmniej na zakreślenie granic terminologicznych i teoretycznych, których przekroczenie groziłoby fiaskiem metodologicznym i poznawczym. Jednak tak zawężone rozumienie zjawisk kulturowych, zwłaszcza w świetle rejestrowanych w końcu XX stulecia i na przełomie wieków procesów, niesie ze sobą niebezpieczeństwo błędnej oceny zachodzących procesów. Czyż bowiem odwrót od tradycyjnych form kulturowej aktywności jest równoznaczny z zaniechaniem kultury duchowej w ogóle? A może kryteria oceny tej aktywności są w swej istocie węższe niż przestrzeń nawet wąsko rozumianej kultury? Wydaje się, że dylemat ten jeszcze długo pozostanie nierozwiązany, gdyż zbyt duże zróżnicowanie zjawisk i niewielki horyzont czasowy nie sprzyjają trafnym generalizacjom.     Rozpatrując wpływ Internetu i informatyki na przemiany dokonujące się we współczesnej kulturze, nie należy pomijać faktu, iż są to tylko kolejne ogniwa w procesie przemian technologicznych i społecznych, wykraczających swym zasięgiem poza okres rozwoju komputerów i tworzenia globalnej sieci. Znacznie wcześniej nim pierwsze komputery połączono przy pomocy modemu, w przestrzeni społecznej pojawiły się mechanizmy sprzyjające tworzeniu nowych związków i kontaktów, opartych nie na tradycyjnych relacjach interpersonalnych, ale na wzajemnych oddziaływaniach pomiędzy rolami, jakie przyjmowali uczestnicy określonych sytuacji społecznych. Charakterystyczny jest fakt, iż początkowo czynili to na wyłączny użytek tychże sytuacji, funkcjonując w rzeczywistym świecie na tradycyjnych zasadach. Można w tym przypadku już mówić o „wirtualizacji” albo „technologizacji” przestrzeni społecznej. Proces ten, obejmujący początkowo tylko społeczeństwa najbardziej uprzemysłowione i niektóre sfery życia, w ostatnim dziesięcioleciu XX wieku doprowadził do sytuacji, w której wielkie firmy rezygnowały z utrzymywania tradycyjnych biur, opierając swoje funkcjonowanie na tańszych technologiach teleinformatycznych i pod kątem wirtualnego środowiska kreując mechanizmy swojej pracy. W tej sytuacji często okazywało się, że takie przeniesienie schematów organizacyjnych na sieć skomunikowanych stanowisk pracy w mieszkaniach prywatnych nie jest ostatecznym pożegnaniem ze światem rzeczywistym. Z jednej strony brak personalnych kontaktów osłabiał struktury organizacyjne, z drugiej zaś utrzymywanie tych struktur również okazywało się niekonieczne, a wykonanie określonych zadań coraz częściej powierzano grupom pracowników powoływanym do wykonania konkretnego projektu. Niosło to również oszczędności, ale w tym przypadku unikano przede wszystkim wydatków, związanych z utrzymaniem pracowników. W dążeniu do maksymalizacji zysków rzadko zauważano, iż finansowa rekompensata zabezpieczeń emerytalnych i innych przywilejów wynikających z faktu stałego zatrudnienia, nie przywróci pracownikom poczucia bezpieczeństwa, ani też nie wzmocni ich lojalności wobec przedsiębiorstwa.
    Warto przy tym zwrócić uwagę, iż owa technologizacja przestrzeni na niektórych płaszczyznach dokonała się w okresie, kiedy jeszcze nie istniała globalna sieć komputerowa ani dostęp do niej za pomocą komputerów osobistych. Jej początków należałoby raczej poszukiwać w okresie, kiedy bezpośrednie relacje międzyludzkie zostały zastąpione przez obieg bezosobowych, choć odnoszących się do indywidualnego człowieka dokumentów. Machina biurokratyczna uruchomiona w celu opanowania informacji dotyczących migracji ludności w XIX stuleciu, zastosowana później przez hitlerowską administrację, w ponury sposób objawiła swą skuteczność, a jej dehumanizująca funkcja objawiająca się m.in. zastąpieniem nazwisk numerami, ułatwiła ludobójstwo nie tylko w wymiarze psychologicznym. W okresie rewolucji informatycznej procesy te przybrały na sile, a reengineering i dynamiczna struktura firm coraz częściej stają się jedynym sposobem umożliwiającym zachowanie pozycji na kurczącym się i coraz bardziej konkurencyjnym rynku.
    Proces wirtualizacji rzeczywistości społecznej znalazł swoje odbicie również w kulturze artystycznej – i dotyczy to nie tylko wizjonerskich dokonań twórców literatury science–fiction. W czasach, kiedy najbardziej rozpowszechnionym medium pozostawała tradycyjna telefonia, osadzona została powieść „JR” Williama Gaddisa z 1975 roku. Bohaterem tej powieści jest uczeń szkoły podstawowej, który posługując się automatem telefonicznym, prowadzi firmę mieszczącą się w mieszkaniu wynajętym przez fikcyjną postać. Dla nadania swemu głosowi poważniejszego brzmienia, tytułowy bohater mówi przez chusteczkę. Dzięki tej mistyfikacji dokonuje on udanych transakcji handlowych i ryzykownych operacji finansowych, działając w skali szerszej niż wielkie firmy utrzymujące biura i przedstawicieli na całym świecie. Chaos panujący w wynajętym mieszkaniu jest symbolicznym przedstawieniem rzeczywistego świata, stosy zbędnych towarów, awarie instalacji, nieprzewidziane wizyty narzucają poczucie tymczasowości i braku związków przyczynowo–skutkowych. Istotą fabuły powieści „JR” jest jednak przeprowadzona przez pisarza diagnoza procesów, które następowały już w owym czasie. Karty kredytowe, bezosobowy charakter operacji finansowych, telefoniczne transakcje na giełdzie – elementy te budowały przestrzeń opartą na nowych zasadach komunikacji i nie znanych wcześniej strukturach wartości. Gaddis, nie wspierając się poetyką science–fiction nie mógł skonstruować modelu społeczności funkcjonującej dzięki nowym technologiom. Jego powieść jednak doskonale obrazuje proces dekonstruowania przestrzeni, w jakiej znajduje się bohater oraz wciąż jeszcze w zewnętrznym świecie istniejącego ładu aksjologicznego. Przestrzeń, w jakiej działa JR wciąż jeszcze nie jest przestrzenią technologiczną. Tytułowy bohater powieści Gaddisa znajduje się jednak w punkcie, w którym wartości uznawane przez społeczeństwo okazują się fałszywe, a nic nie może ich zastąpić. Sytuacja bohatera samotnego w świecie, wobec którego przyjmuje postawę kontestującą nie jest nowa, z punktu widzenia funkcjonowania systemów wartości w przestrzeni technologicznej. Interesujące jest jednak, że już na tym etapie dostrzegano przemiany, które miały zdominować kulturę medialną z chwilą rozpowszechnienia technik informatycznych.
    Wybór bohatera w powieści Gaddisa również jest w tym kontekście znaczący. Pozornie przeciętny uczeń, przekraczający granice zachowań i form aktywności dozwolonych w warunkach ówczesnego społeczeństwa, awansuje w tej powieści na bohatera o nadludzkich możliwościach. Przełamując stereotypy ponosi jednak klęskę, gdyż dotychczasowy system wartości nie przetrwał, a w stworzonej sztucznie rzeczywistości nie potrafi on odnaleźć nowych kryteriów oceny faktów. Krytykę konsumpcjonizmu lat 70. Gaddis przeprowadził wychodząc od społeczności szkolnej i – niejako z założenia – źródeł klęski swego bohatera poszukując w systemie nauczania. System ten wyposażył JR w kompetencje niezbędne do osiągnięcia sukcesu finansowego, czy nawet wyjścia poza ramy narzucone przez społeczeństwo, nie dał mu jednak szans rozwoju duchowego, kulturowego, intelektualnego, który z chwilą wyjścia poza znany układ społeczny, pozwoliłby mu zbudować (czy choćby zrekonstruować) system wartości, niezbędny do podejmowania odpowiedzialnych decyzji. Pisarz, w tak zakreślonej wizji, opowiada się za tradycyjnymi wartościami, za stabilną strukturą wartości, którą można przyjąć poprzez obcowanie z literaturą, sztukami pięknymi, muzyką, ale także z podstawowymi naukami humanistycznymi i przyrodniczymi. Umiejętność negocjacji i spekulacje ekonomiczne mogą być ważne, ale nie mogą zastąpić refleksji moralnej. Tak, jak pieniądz nie może zastąpić wartości podstawowych, dążenia do prawdy, piękna i dobra.
    W kontekście kształcenia humanistycznego możliwa jest ocena znaczenia nowoczesnych technik przekazu i nowych form kultury duchowej, głównie w aspektach indywidualnym i społecznym. Oceniając możliwości kształcenia przez pryzmat wartości utylitarnych dostrzega się przede wszystkim wielką szansę, jaką są nowoczesne techniki przekazu. Idea urządzenia łączącego różne środowiska i narzędzia dające się zastosować w nauczaniu, towarzyszyła rozwojowi komputerów osobistych od początku ich istnienia. Od początku też zdawano sobie sprawę z koniecznych zmian w systemie nauczania, zakładano przy tym, iż komputery „nie zastąpią dobrych nauczycieli i dobrych szkół”, ani „nie rozwiążą wszystkich problemów edukacyjnych, mogą jednak stworzyć alternatywy i możliwości dotychczas nie znane”2. Łatwość dostępu oraz stałe obniżanie kosztów przechowywania informacji, pozwalają na optymistyczne spojrzenie w przyszłość. Już u schyłku XX stulecia postęp ten sprawił, że kwestią czasu pozostaje osiągnięcie informatyczno–kulturowej „masy krytycznej”, kiedy wszelkie zbiory dzieł literatury, muzyki, sztuk pięknych, filmu zostaną umieszczone w zasobach sieci Internet. Postęp ten odnosi się w jednakowym stopniu do wszelkich innych informacji, również dotyczących bezpośrednio użytkowników sieci, stąd ochrona prywatności, podobnie jak ochrona tajemnic państwowych i zawodowych, zyskują nową pozycję – co decyduje wprawdzie o nowych rozwiązaniach technologicznych, np. w dziedzinie kryptografii, ale także stawia nowe problemy moralne.
    Idea nieograniczonego postępu technologicznego jest w swej istocie wyzwaniem rzuconym społecznej i indywidualnej zdolności przystosowania się. Niezależnie od prawdopodobieństwa wdrożenia niektórych patentów do produkcji i powszechnego stosowania tych rozwiązań, kolejne bariery ustanowione teoretycznie są przełamywane w praktyce, a tam gdzie kończy się postęp ilościowy, zaczynają się przemiany jakościowe3. Dla nikogo nie ulega już wątpliwości, że w niedługim czasie możliwe stanie się sięgnięcie do dowolnego tekstu, obejrzenie dowolnego dzieła sztuki, czy wysłuchanie dowolnego utworu, ludzkość stanie przed problemem wyboru i nie będzie to wybór przypominający ten, którego dokonujemy spośród kilkuset możliwości spędzenia wolnego czasu w przypadku współczesnej telewizji satelitarnej, ani nawet spośród kilkuset tysięcy tytułów w bibliotece. Dotychczas w każdej, nawet wąskiej dziedzinie, skazani byliśmy na przypadkowość dostępnej informacji. Miłośnicy opery znali te dzieła, które wystawiały dostępne im sceny oraz te, które mogli zakupić na dostępnych nośnikach. Rewolucja informatyczna sprawiła, iż pobieżne choćby zapoznanie się z informacjami dotyczącymi wąskiej nawet specjalności wykracza poza ramy czasu, jakim człowiek dysponuje.
    W tej sytuacji naturalną konsekwencją wydaje się konsumpcjonistyczny stosunek do dóbr kultury, objawiający się zarówno w powierzchownym odbiorze informacji, jak i chaosie informacyjnym. Współczesny odbiorca dóbr kultury narażony jest na wielość i różnorodność artefaktów, którym nie towarzyszy już ani narzucona hierarchia wartości, ani zdolność wyboru najbardziej istotnych dzieł. Odbiorca nie ma nawet dość czasu na refleksję, gdyż częstotliwość, z jaką docierają doń bodźce, nie pozwala na ich choćby pobieżną rejestrację. W ten sposób niegdyś rzeczywista przestrzeń społeczna rozpada się na niewielkie sztuczne przestrzenie, określane przez zestaw informacji docierających do niewielkich grup ludzi albo wręcz pojedynczych jednostek. Sytuacja taka uwarunkowuje dążenie do uwolnienia się spod dyktatury czasu i miejsca, do wyjścia poza zestaw dostępnych informacji, niezależnie od możliwości ich przyswojenia. W prymitywnej postaci może się to objawiać w dążeniu do posiadania największej liczby kanałów telewizyjnych, najszybszego komputera i łącz pozwalających na oglądanie filmów pobieranych z Internetu w czasie rzeczywistym. W bardziej wyrafinowanej natomiast, zachęca do poszukiwania sposobów na przekroczenie granic przestrzeni i czasu. W przestrzeni technologicznej jest to przede wszystkim wyjście poza obowiązujące procedury, a najszerzej znaną grupą poszukującą takich rozwiązań są hackerzy.
    Hackerstwo to również problem wyboru systemu wartości. Hacker to – zgodnie z etymologią tego terminu – ktoś, kto zna sposoby, aby pomijając procedury logowania, hasła i zabezpieczenia, uzyskać dostęp do dowolnych zasobów i procedur. Za hackerów uważają się zatem zarówno informatycy czuwający nad bezpieczeństwem systemów (w gwarze hackerskiej – coderzy), jak i łamiący te zabezpieczenia (crackerzy). Zdarzają się wśród nich pospolici przestępcy, których działalność rzutuje na społeczną ocenę wszystkich hackerów, ale traktowanie tej grupy jako jednolitej całości jest niebezpiecznym uproszczeniem4. Kompetencjom informatycznym, pozwalającym na prowadzenie działalności hackerskiej nie zawsze towarzyszy świadomość odpowiedzialności, czy choćby stabilny system podstawowych wartości. Taki brak fundamentu aksjologicznego powoduje, iż w sytuacjach nowych, nie powtarzających znanych mechanizmów, wybory moralne podejmowane są w sposób przypadkowy. Amerykański młodociany cracker, który nie czerpiąc z tego korzyści materialnych włamywał się do systemów komputerowych, zapytany przez dziennikarza, kiedy zrozumiał, że postępował w sposób moralnie naganny, odparł: „Gdy F.B.I. zapukało do moich drzwi”. Scena ta przypomina sytuację, w jakiej znajduje się bohater powieści W. Gaddisa, JR: ogromne możliwości stawiające młodego człowieka poza ograniczeniami, jakim podlega każdy, a więc niejako ponad społeczeństwem, zaś z drugiej strony brak umiejętności i potrzeby zdobycia się na najprostszą refleksję. Co bardzo znaczące, wspólnym mianownikiem obydwu postaci jest system nauczania, który wyposażył ich w umiejętności instrumentalne, nie dając przy tym szans rozwoju duchowego.
    W erze chaosu informacyjnego jedyną metodą promowania wartości jest ich redundantna prezentacja. To jednak wymaga zaangażowania poważnych środków, a sytuacje znane z historii europejskiej cywilizacji nie pozwalają na optymizm w tym względzie. Ostoją kultury i społecznie akceptowanego systemu wartości po raz kolejny może okazać się szkoła, pod warunkiem jednak, że w swym zapale unowocześniania środków dydaktycznych nie zagubi zasad i mechanizmów stanowiących jej fundamenty. Z drugiej strony szkoła chcąca zapewnić swym absolwentom szansę na odniesienie sukcesu w społeczeństwie zdominowanym przez pragmatyczny sposób myślenia i wartościowania, nie może odwrócić się od nowoczesnych technologii. Nauczanie technologii jako takich jest obecnie zadaniem trudnym, choć niekoniecznie niewykonalnym. Sytuacja, w której przysposobiony nauczyciel matematyki naucza w ramach przedmiotu informatyka obsługi historycznego oprogramowania, traktując ten przedmiot jako zbiór sztywnych przepisów i nie kształtując przy tym umiejętności rozumowania pozwalających na kreatywne uczestnictwo w różnych obszarach przestrzeni technologicznej, a zatem sytuacja, jaką często w polskiej szkole można spotkać, odbiera młodym ludziom możliwość bycia „obywatelami cyberprzestrzeni, czującymi się zawsze u siebie”, pozbawiając ich „paszportów, wiz tranzytowych i możliwości przebywania w miejscach zarezerwowanych dla mieszkańców cyberprzestrzeni”5.
    Jedynym rozwiązaniem tego dylematu wydaje się powrót do klasycznego modelu edukacji opartej na wszechstronnym kształceniu w dziedzinie nauk humanistycznych i przyrodniczych. Łatwiej jest ludziom wychowanym na dziełach Dantego i Słowackiego zrozumieć zasady rządzące relacyjnymi bazami danych, niż człowiekowi znającemu komendy makroinstrukcji edytora Word nie zagubić własnej tożsamości w sieciowych społecznościach. Rozsądne i skuteczne korzystanie z zasobów sieciowych wymaga nie tylko wiedzy, ale również umiejętności wartościowania. Ocena prawdziwości informacji pochodzącej z sieci wymaga kompetencji znacznie wyższych niż średni poziom absolwenta dobrego liceum. A dobre liceum to nie tylko instytucja, która posiada tak zwaną „pracownię komputerową”, ale to przede wszystkim szkoła, która potrafi wyposażać swoich uczniów w wiedzę oraz mechanizmy samokształcenia i samodoskonalenia. Oczywiście podstawą owego wyposażenia pozostaje wyniesiona w znacznym stopniu również z domu rodzinnego stabilna struktura wartości.
    W dziejach kultury duchowej, a zapewne i kultury w najszerszym rozumieniu tego terminu, daje się dostrzec specyficzne zjawisko ciągłego przewartościowywania zjawisk i modeli, które w określonych momentach uznane za najdoskonalsze, schodzą w późniejszym czasie na dalszy plan, ustępując miejsca nowym trendom i modom. Wartościujące sądy zmieniają się jednak coraz szybciej, zaś ich podstawą coraz rzadziej bywają jasno określone kryteria intelektualne czy utylitarne. W ten sposób rozmywają się granice pomiędzy dobrem i złem, pięknem i brzydotą, prawdą i fałszem. Wizja współczesności nakreślona już w latach 70. w słynnym dziele „Simulacra and Simulations” Jeana Baudrillarda nie pozwala na nadmierny optymizm. Duża część ludzkości skazana na konsumpcyjny styl egzystencji, wychowywana tak, aby mogła być sterowana przez modę i reklamy, pozbawiona podmiotowości, traktowana instrumentalnie, nie będzie miała szansy na wyjście poza ciasne ramy tak uporządkowanego świata. Malejące ceny umożliwią zakup sprzętu i łącz coraz większej części społeczeństwa, jednak nie sprzęt jest warunkiem koniecznym uczestnictwa w przestrzeni technologicznej. Nawet stosowanie urządzeń zaawansowanych pod względem technologicznym nie pozwoli większości na swobodne uczestnictwo w przestrzeni, która – podobnie jak każda realna przestrzeń społeczna – zakłada nie tylko znajomość systemu znaków, ale też obowiązek respektowania wartości uznawanych przez wspólnotę oraz odpowiedzialność moralną, na które mogą zdobyć się jedynie ludzie o silnym poczuciu tożsamości, nie ulegający modom i zachowujący podstawowe władze intelektualne, do których należy przecież także władza sądzenia. Edukacja humanistyczna jest jedynym modelem edukacyjnym w historii kultury europejskiej, który sprzyjał rozwojowi tak rozumianej osobowości.

Przypisy

1. Uzasadnienie oraz dokładniejszą definicję terminu „przestrzeń technologiczna” można znaleźć w pracy: K. D. Szatrawski: Nowe media – nowe przestrzenie. Przemiany kulturowe a kategorie przestrzenne. [W:] Wyzwania pedagogiki medialnej. Pod red. M. Sokołowskiego. Olsztyn 2001, s. 111.

2. J. E. Savage, S. Magidson, A. M. Stein: The Mystical Machine. Issues and Ideas in Computing. Reading, Ma 1986, s. 275.

3. Przykładem może być nowy rodzaj pamięci MRAM (Magnetic Random Access Memory), nad której wdrożeniem pracują obecnie inżynierowie IBM. Pamięć ta ma być oparta na nośniku magnetycznym, a nie jak dotychczas elektromagnetycznym. Wprowadzenie komputerów, których pamięć nie będzie wymagała podtrzymywania elektrycznego stworzy całkowicie nową jakość w informatyce. Nie tylko obniży koszty pracy komputerów, ale także zrewolucjonizuje rynek oprogramowania. Tradycyjne systemy operacyjne regulujące zasady korzystania z zasobów dyskowych i pamięci RAM staną się zbyteczne. Komputer nie wymagający ładowania systemu, po każdym włączeniu będzie prezentował dokumenty w takim stanie, jak w momencie wyłączenia.

4. K. D. Szatrawski: op. cit., s. 116–119.

5. Z. Bauman: Globalization. The Human Consequences, Cambridge 1998, s. 51.

 

 

powrót

 

Copyright ©2001 Krzysztof Szatrawski.